W Polsce ekskluzywne firmy, które sprzedają dziecięce kolekcje dopiero zaczynają się pojawiać. Ubranka Diora czy Gucciego na dziewczynkach i chłopcach leżą wprawdzie uroczo, ale to widok dość rzadki. Na razie. W USA, zwłaszcza w Nowym Jorku, ubieranie dzieci w markową odzież nikogo nie dziwi. Na Manhattanie to norma. Rodzice robiąc zakupy przechodzą do działu dla pociech i zostawiają tam prawie tyle samo ile wydali na siebie. W końcu na dzieciach nie należy oszczędzać.
Najlepsi projektanci mody nie pozostają obojętni na zapotrzebowanie klientów. Tej jesieni asortyment dziecięcy poszerzy się o marki takie jak Oscar de la Renta, Dolce&Gabbana i Marni. Luksusowe sklepy Nordstrom i Bergdof Goodman rozbudowują działy dziecięce. Pod koniec 2011 pierwszy butik dla najmłodszych na Piątej Alei otworzył Gucci. W tym roku sklep na Upper East Side na Manhattanie uruchomi Armani. Jeszcze 5 lat temu ten sektor był zdominowany przez zaledwie kilka marek, m.in. Ralph Lauren, Burberry, Dior.
Według ostatnich statystyk przeciętna amerykańska rodzina wydaje średnio 688 dolarów na wyprawkę szkolną. To nic w porównaniu do plecaka Gucciego za 795 dolarów albo trampki za 200 dolarów, na które mogą sobie pozwolić bogaci rodzice.
Czy ubieranie dzieci w markowe ubrania może im zaszkodzić? Rodzice traktują synów i córki jako swoje odbicia. Chcą żeby tak jak oni dobrze wyglądali, byli modni i odpowiednio wystylizowani. Krytycy tego trendu ostrzegają, że sprzyja on elitarności, tworzy system kastowy, promuje nierówność i aktywuje kulturę nienawiści.
Popularność luksusowych ubrań dla dzieci rośnie przede wszystkim w dużych miastach (Nowy Jork, Chicago, Boston) oraz miejscowościach, gdzie na emeryturę udali się majętni dziadkowie. Odzieżowa branża dziecięca ma na razie 3 proc. udziału w 34-miliardowym rynku w USA, ale szybko się rozwija. Projektanci zachęceni takim wzrostem przygotowują większe kolekcje z bardziej różnorodnym asortymentem. I cała maszyna biznesowa funkcjonuje na razie bez zarzutów.
EM