Dzisiaj, gdy marketingowcy starają się przyciągnąć uwagę osób robiących zakupy w sieci, rezygnacja z rozwoju e-commerce i ograniczanie się do otwierania nowych butików stacjonarnych nie ma sensu.
Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Vince Cable, brytyjski minister ds. biznesu. W ostatnich dniach nie tylko wyraźnie sprzeciwił się polityce oszczędności, ale także zapowiedział ekspansję luksusowych brytyjskich marek.
Na dniach ma się rozpocząć dwuletnia kampania promująca brytyjskie marki na rynku globalnym. I chodzi tu bynajmniej nie o to, by konsumenci masowo wybierali się na shopping do Londynu, a raczej o ich znajomość brytyjskich brandów. Minister mówi o podboju Dalekiego Wschodu, choć nie zaliczylibyśmy do niej Warszawy. Polska stolica znalazła się na liście rynków priorytetowych, obok Pekinu, Mumbaju, Stambułu, St. Petersburga, Szanghaju, Meksyku i São Paulo.
Wspomniany podbój ma się sprowadzać do rozwoju sprzedaży internetowej. Vince Cable liczy na to, że globalne zapotrzebowanie na odzież i akcesoria od Burberry i Jimmy'ego Choo przysłuży się brytyjskiej gospodarce. Promocja obejmie też takie marki jak Aspiral of London, Hackett London czy Turnbull & Asser. Ma ona wykorzystać światowy popyt na towary luksusowe. Przewiduje się, że w najbliższych dwóch latach wzrośnie on o ok. 60 proc.
Zapowiadana ekspansja, bądź e-kspansja, nie bez powodu utożsamiana jest właśnie z e-commerce. Brytyjskie e-sklepy cieszą się w Europie najwyższą sprzedażą. Ich siłę musieli już zauważyć także polscy konsumenci, którzy nie raz stawali przed koniecznością kupienia czegoś właśnie w jednym z angielskich sklepów internetowych. Prawda jest taka, że nawet jeśli powstanie w ciągu roku kilkanaście nowych butików, nie będą one miały takiego zasięgu jak internet.
MM