Traktowanie zwierząt jak członków rodziny jest dzisiaj czymś oczywistym. Powstały luksusowe hotele dla kotów i psów, w sklepach roi się od smakołyków, zabawek i ciuszków dla pupili, w miastach wydzielane są działki pod cmentarze dla zwierząt. I tu pojawia się kolejna możliwość. Ukochanego kota czy psa można nie tylko pochować z należytym dla niego szacunkiem, ale nawet zrobić sobie z jego prochów pamiątkową biżuterię.
Wątpliwym pod kątem moralności procederem zajmują się producenci nekrobiżuterii. Jak ona powstaje? Z węgla uzyskanego z kremacji zwłok produkowany jest sztuczny diament. 10 lat temu zajmowała się tym jedynie amerykańska firma LifeGem Memorials z siedzibą w Chicago. W kolejnych latach „moda” przeniosła się do krajów europejskich, m.in. Holandii i Wielkiej Brytanii, a także Polski. O swoimi pomyśle wystarczy wspomnieć w zakładzie pogrzebowym.
Pamiętasz jak drogie naczynie traktował jako miskę, gryzł meble, zjadał wszystko co, się rusza? Pamięć o ukochanym zwierzaku jest bardzo żywa, zwłaszcza, jeśli odnosiło się do niego niemal jak do dziecka. Choć celem wytwarzania nekrobiżuterii ze zwierząt jest ułatwienie przejścia żałoby, trudno w to uwierzyć. Za interesem kryją się niemałe kwoty pieniędzy. Przykładowo, w Wielkiej Brytanii, koszt jednego pierścionka nie spada zwykle poniżej dwóch tysięcy funtów.
Diamenty, wykonywane w Stanach Zjednoczonych coraz częściej właśnie z prochów zwierząt, osadzone w pierścionkach mają nie tylko ułatwić uporanie się ze śmiercią psa lub kota, ale być też wieczną pamiątką.
Proces wytwarzania diamentów syntetycznych trwa zwykle od 2-5 miesięcy. Nie oznacza to, że bliskiej osoby czy zwierzaka nie można pochować. Do odseparowania węgla, z którego najpierw produkuje się grafit, a z niego – diament, starcza pukiel włosów.
Jako, że diamenty są najtrwalszymi kamieniami na świecie, są one także gwarancją bliskości ukochanego pupila na zawsze. Diament ze zwierzaka, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, jest też najdroższą pamiątką po nim.
Więcej o biżuterii ze zwierząt TU
MM