Brachioplastyka, czyli plastyka okolic ramion, bije rekordy popularności. W ciągu ostatniej dekady częstotliwość wykonywania operacji ramion wzrosła w USA o przeszło 4 tys. procent. W 2000 roku przeprowadzono około 300 zabiegów, natomiast w minionym – ponad 15 tys. To czyni brachioplastykę najszybciej rozwijającą się odmianą chirurgii plastycznej – poinformowało ostatnio Amerykańskie Towarzystwo Chirurgów Plastycznych.
Choć w przypadku botoksu czy korekty nosa o wskazanie powodów popularności nie jest trudno, w przypadku brachioplastyki bezpośredniej przyczyny wzrostu zainteresowania nie podano. Przypuszcza się, że swój udział ma w nim moda na bluzki i sukienki bez rękawów. Wspomina się także o dążeniu do ideału, z którym utożsamiane są ramiona Jennifer Aniston i Michelle Obamy. Najprawdopodobniej jednak chęć zoperowania ramion wynika z dramatycznie szybkiej utraty wagi i wynikającego z niej zwiotczenia skóry.
Operacja, wykonywana głównie u osób po dużej utracie masy bądź walczących z efektami starzenia się organizmu, polega na nacięciu skóry i jej uniesieniu oraz usunięciu jej nadmiaru. Często połączona jest ona z liposukcją, czyli odsysaniem tłuszczu. W niektórych przypadkach liposukcja jest wystarczająca. Taka metoda plastyki ramion jest z pewnością bezpieczniejsza. Brachioplastyka, jako zabieg wykonywany najczęściej w znieczuleniu ogólnym, wiąże się z ryzykiem wystąpienia komplikacji.
Efektem zabiegu brachioplastyki jest jednak nie tylko lepszy wygląd ramion, ale także biegnąca od pachy do łokcia blizna. Lifting ramion kosztuje od 7 tys. wzwyż, w USA cena waha się między 6 a 8 tys. dolarów.
Czytaj też: Wybory miss niczym konkurs klonów?
Czytaj też: Nieudane operacje plastyczne. Winni chirurdzy czy pacjenci?
Czytaj też: Królewski nos Kate Middleton hitem chirurgii
MM