Tej wiosny na topie jest body art w psim wydaniu. Czworonogi spacerujące po Central Parku zwracają na siebie uwagę tymczasowymi kolorowymi, błyszczącymi tatuażami. Noszą je zarówno psy małe, np. rasy chihuahua, jak i większe – owczarki niemieckie czy rottweilery.
Znany nowojorski groomer Jorge Bendersky za dekorację pobiera 100 dolarów. Wykonany przez niego tatuaż utrzymuje się do miesiąca lub pierwszej kąpieli (bądź pierwszego wytarzania się psa w błocie). Najczęściej zamawiane są zdobione brokatem i dżetami róże, motyle, serca i kotwice, które powstają głównie na biodrach i kości ogonowej. Jeden z „klientów” - rottweiler – opuścił gabinet z motylkiem na uchu.
Psimi tatuażami zainteresowani są szczególnie klienci z Upper East Side. Jak potwierdzają w rozmowach z nowojorskimi mediami, traktują je jako sposób na wyróżnienie swojego psa z tłumu. O ile zimą wystarczyłoby założenie fantazyjnej kurteczki, o tyle latem byłoby w niej psu gorąco. Dlatego moda na tatuaże dla psów nadeszła właśnie wraz z nastaniem ciepłej wiosny. Z oczywistych powodów tatuowane są psy krótkowłose lub mające za sobą strzyżenie.
Choć trend przyjął się głównie w Nowym Jorku, zainteresowali się nim także właściciele psów z innych stanów – m.in. Georgii i Iowy. Dawn Omboy, uznawana za pionierkę w tworzeniu psich tatuaży, na łamach DNAinfo.com przyznała, że ozdabiania i barwienia sierści psów naucza także w Australii i Polsce. Niewykluczone więc, że psy z tatuażami pojawią się wkrótce także w polskich parkach.
Fot. Jorge Bendersky
MM