Nissan Z ma już ponad 40 lat. Mężczyzny w mniej więcej tym wieku możemy spodziewać się za jego kierownicą. Ale czy 370Z to wyłącznie remedium na kryzys wieku średniego?
Sportowe auto za rozsądną cenę - tak można podsumować japońskiego drapieżnika. Może nie od razu tygrysa, ale jakiegoś średniego kociaka. Z wolnossącego silnika o pojemności 3,7 litra wydobyto 328 KM. Do tego tylny napęd, mechanizm różnicowy o ograniczonym uślizgu i 5,6 sekundy do setki. Owszem, są samochody szybsze (np. opisywane u nas niedawno BMW Z4 sDrive35is), ale jeśli szukacie adrenaliny, to w tej cenie 370Z potrafi nieźle nastraszyć. Temu autu należy się od kierowcy szacunek, w przeciwnym razie kopnie.
Widoczność wstecz jest ograniczona, jak w najlepszych super-samochodach. W środkowym lusterku widać niewielką szparę, przez którą oślepiają nas reflektory innych aut. Teoretycznie, poruszając się z prędkością znacznie większą niż inni uczestnicy ruchu nie powinniśmy być oślepiani, ale w korku wszystkie samochody są równe i wszyscy muszą cierpieć katusze. W dodatku w martwym polu można zmieścić Stadion Narodowy, co tylko jeszcze bardziej obnaży niedoskonałości w technice jazdy, narażając właściciela na śmieszność. Idąc tym tropem można założyć, że nie jest to samochód dla pana, który chce zaimponować koleżankom swojej córki.
Nissan 370Z nie lubi miasta, woli kręte drogi i tor. Auto budzi się do życia powyżej setki. Jeśli planujemy weekendowy wypad, to do 235-litrowego bagażnika zmieszczą się dwie torby. Wprawdzie auto dostępne jest również z automatyczną skrzynią biegów, ale zakładając, że 370Z będzie jeździło poza miastem, lepiej pójść w klasykę i wybrać przekładnię ręczną. Ciekawostką jest system SynchroRev Match, czyli wykonujący za nas tzw. międzygaz. Mała pomoc dla tych, którzy chcą, żeby ich zmiany biegów były bardziej “profesjonalne”.
Może i wnętrze jest nieco plastikowe, ale siadając za kierownicą 370Z czujemy się wyjątkowo. A o to w sportowym samochodzie chodzi.
Cena: od 174 400 zł
MW